Gdzie kucharek sześć...

Ferie. Wszyscy czekali na nie jak Żydzi na nadejście proroka! My, bo mieliśmy dosyć szkoły, nauczyciele, bo mieli dosyć nas. Co do potrzeby istnienia ferii byliśmy zgodni. A w tym roku dla mnie miały być wyjątkowe, bo nie pod blokiem, z sankami na górce w parku, albo na zamarzniętej, rozlanej na łące wodzie, tylko na wyjeździe! Pierwsży raz w życiu ferie poza domem! Jak u większości w domu się nie przelewało, ale tego roku Mama dostała dofinansowanie i zapłaciła grosze. Więc jadę! Poronin, czy jakoś tak... Jazda pociągiem, potem "ogórkiem", wreszcie na miejscu. Peerelowski wystrój ośrodka, wszędzie boazeria, na sufitach płyta pilśniowa, normalnie zajebioza! Nic dziwnego, że oprócz nas były tam zakwaterowane wszelkiej maści robale. Następnego dnia poszliśmy na stok. Tacy jak ja, którzy nie umieli jeździć na nartach poszli z sankami na "oślą łąkę", ale zabawa była nawet lepsza, bo po zjeżdżaniu zaczęliśmy naparzać się śnieżkami. Oczywiście najwięcej dostawały dziewczyny! Niestety, trafił się jeden gamoń, który nawrzucał mi śniegu za koszulkę i trzeciego dnia mnie rozłożyło. Debil! Wszyscy na dworze, a ja w ośrodku pod opieką wychowawców. Lipa, ale nic nie dało się zrobić. Przeleżałem cały dzień. Fakt, źle nie było, jedzonko do łóżka i inne takie... Poznałem też wszystkie kucharki. Kolejnego dnia, kiedy było ze mną lepiej, pozwolili mi wstać, bo mnie nosiło. Podchodziłem po ośrodku, zajrzałem w każdą dziurę, a przynajmniej tak mi się wydawało. Kiedy przechodziłem obok kuchni zobaczyłem uchylone drzwi i nie byłbym sobą, gdybym nie zajrzał. Zobaczyłem coś, co nie mogło się nigdy wydarzyć! Na stole, przodem do mnie siedziała pani Zosia. Fartuch miała zsunięty z ramion, wydatne cycki rytmicznie pocierała jedną ręką opierając się na d**giej, głowę odchylała do tyłu, a wysuniętym językiem oblizywała wargi. Między jej rozchylonymi udami widziałem głowę pani Wiesi, która poruszała nią w przód i w tył. Klęczała na podłodze, prawie naga, pieszcząc swój wzgórek łonowy i posuwając językiem cipkę pani Zosi. W pierwszym momencie mnie nie zauważyły zajęte sobą, więc wyjąłem wacka i zacząłem się dotykać. Kiedy miały się zamienić, pani Zosia mnie zauważyła, a ponieważ miałem przymknięte oczy zdążyła do mnie podbiec i wciągnąć do środka. Stanęły przede mną, nagie, cycate, napalone i gotowe na wszystko. Usłyszałem najpierw wykład, jak to nieładnie jest podglądać i co One mają ze mną zrobić.. W pewnej chwili pani Zosia powiedziała do pani Wiesi:
- Ty, Wieśka, miałaś takiego młodego? Bo ja nie.
- Różnych gościły moje dziury, ale takiego szczawia nie widziały - odparła dotykając cipki.
- Nic się nie bój, powiemy ci, co masz robić, dobra? - zapytała Zosia.
- No, dobra, tylko co ja będę z tego miał? - zapytałem cwanie, bo nie wiedziały, że to nie jest mój pierwszy raz.
- Patrzcie państwo, jaki wyszczekany! Dopiero co stał z robakiem w ręku, a teraz taki Casanova! W pysk możesz dostać mądralo! - krzyczała Zośka.
- Czekaj, Zocha, pomału, bo się spłoszy - uspokajała ją Wiesia.
- Słuchaj, mały, układ jest taki: ty robisz, nam to, co ci mówimy, a my do końca twojego pobytu będziemy ci gotowały, co tylko chcesz, dobra? - zapytała Wiesia.
- No dobra - odparłem po chwili - ale będę mógł zrobić wam coś, co sam wymyślę.
- Ożesz, ty gnoju! - ręka Zochy już leciała w moją stronę, ale Wiesia ją złapała mówiąc: - Czekaj, głupia, może być fajnie!
Zgoda! I możesz teraz mówić nam po imieniu - przybiłem " piątkę" z obiema.
Obie usiadły na stole, rozłożyły nogi i kazały rżnąć się rękami. Wsuwałem w nie palce pojedynczo bojąc się, żeby ich nie bolało, ale dopiero cała dłoń w cipie zrobiła na nich wrażenie, a zwłaszcza numer z rozszerzaniem palców w środku. Matko, ale skamlały! Jęczały, jakby je ruchał jakiś Murzyn swoim wielkim zaganiaczem! Dodatkowo kręciłem rozszerzonymi dłońmi jakbym im żarówki wkręcał w macicę! To je tak rozochociło, że zaczęły nawzajem ściskać i pieścić swoje balony! Jedna d**giej. Chyba poza seksem nie za bardzo się lubiły, bo widziałem, że coraz mocniej je sobie ugniatały. Parę razy udało mi się wyczuć, kiedy nadejdzie moment bólu, a wtedy bardziej ruszałem ręką, żeby ból połączyć z przyjemnością. Po dłuższej chwili na twardym stole chciały rozprostować nogi, więc kazały mi wyjąć ręce, zeszły, oparły się łokciami o stół, wypięły, a Zośka powiedziała: - Teraz masz do obrobienia cztery dziury, nie wiem, jak to zrobisz, ale ma być jak przed chwilą! Jak nie ustoimy na prostych nogach, robisz z nami, co chcesz.
Rozejrzałem się po kuchni i znalazłem parę pomocnych rzeczy. Z obu ciekło, jak z niedokręconego kranu, a dodatkowo, czekając na mnie pieściły się nawzajem. Kiedy byłem gotowy, przestały, a ja zacząłem: obie poczuły w sobie trzepaczki do jajek, metalowe, owalne i duże, jak cytryny. Nie spodziewały się, więc podskoczyły, ale jak miały je w cipach, zaczęły nimi merdać, jak suki ogonami. Nie wiedziałem, czy ktoś im rozepchnął tyłki, więc zacząłem delikatnie, rączkami od tłuczków do mięsa, powoli, ale głęboko. Jęczały i stękały, a po chwili Wieśka wysapała: - Wsadź mi w dupę coś większego, tam są grube marchewki! Poszedłem po nie i bez pytania Zośki o zdanie, jej też wbiłem karotkę w dupsko. - O, kurwa, jak dobrze! - krzyknęła - Ruchaj nas! Starałem się jak najlepiej, ale nadal stały sztywno, coś musiałem wykombinować.
- Słuchajcie, zdziry, klękać mi na podłodze na czworakach, będę was doił jak krowy! Myślałem, że się zbuntują, ale posłusznie się ustawiły do pieszczot. Kazałem im się odwrócić do mnie przodem, co spowodowało, że oparły marchewki i trzepaczki o stół i same się ruchały kiedy ciągnąłem i bujałem ich cyce. Ale sukom było mało! Wieśka zapragnęła posmakować młodego kutasa i wyjęczała:
- Daj mi go do pyska proszę cię! Wsadź mi go w usta, a nie pożałujesz!
- Ok. - powiedziałem - ale na mój sposób.
Ledwo wstały, co mnie cieszyło i kazałem im położyć się na stole na plecach tak, żeby głowy zwisały im poniżej. Ich zadaniem było pieprzyć się nawzajem i miętolić cyce, dopóki będą miały chuja w ustach. To jest to! Zacząłem od Wieśki, wysunąłem jej kutasa w usta, chyba nie brała jeszcze tak głęboko, bo zaczęła się krztusić: - Arghhh...krhhh.. Wyjąłem i poprawiłem, było już lepiej, zacząłem posuwać jej usta kutasem czując na czubku migdałki, a jajami uderzając w czoło i oczy. Ciężko łapała powietrze, ale chyba jej się spodobało, bo kiedy Zośka zaczęła się dopominać o swoją kolej, ta złapała mnie za pośladki i zaczęła wbijać w swoje gardło mocniej.
Ale musiała jednak przekazać pałeczkę koleżance ze sztafety, a ta, o kurde! Niejednego w ustach miała! Od razu złapała mnie za dupę i wbijała mojego kutasa tak głęboko, że gdyby miała większe usta, połknęłaby go z jajami! Tak naprawdę wyruchała się sama. Na szczęście jeszcze się nie spuściłem, bo teraz nadeszła moja kolej, ponieważ koleżanki ledwo stoczyły się ze stołu i już chciały siadać, ale im nie pozwoliłem. - Dokąd suki jebane!? Zapomniałyście!? Teraz moja kolej! Kucać kurwiszony, zobaczycie, co wymyśliłem!
Posłusznie, aczkolwiek z wysiłkiem ukucnęły, a ja przyniosłem dwa dorodne bakłażany, piękne, fioletowe, grube. Kucharki zrobiły wielkie oczy, a ja bez ostrzeżenia zapakowałem im je w cipy, aż zawyły! - A teraz przysiady! Góra- dół! Już! - Ostatkiem sił ruchały się same patrząc, jak sobie trzepię konia stojąc przed nimi. - Dalej suki! - poganiałem je i patrzyłem, jak leci z nich sok, kapie i zbiera się w małe kałuże.
- Uwaga, dziwki! - krzyknąłem - będzie nagroda, otwierać gęby! I spuściłem się na nie, a One zaczęły wszystko zlizywać, ze mnie, z siebie. Sperma ściekała im po cycach, Wieśka nie wytrzymała i chlusnął z niej strumień ciepłego, złotego deszczu... Obie padły na podłogę i zamknęły oczy. A ja miałem do końca zajebiste ferie!
Đăng bởi Potiomkin2020
1 năm trước đây
Bình luận
Vui lòng hoặc để đăng bình luận